Z okazji 95. rocznicy urodzin Zbigniewa Herberta publikujemy krótki opis początków jego twórczości jako poety. Zapraszamy do lektury.
Zbigniew Herbert urodził się 29 października 1924 we Lwowie. Był synem Marii i Bolesława Herberta, prawnika, ekonomisty kierującego lwowskim oddziałem Zakładu Ubezpieczeń „Westa”. W dzieciństwie Herbert mieszkał przy ul. Łyczakowskiej 55, z rodzicami i babcią wywodzącą się z Ormian, Marią z Bałabanów. Pradziadek Zbigniewa przybył do Lwowa z Austrii, dokąd wcześniej Herbertowie przywędrowali z Anglii.
„siedzę na jej kolanach
a ona mi opowiada
wszechświat
od piątku
do niedzieli
[...]
zasłuchany
wiem wszystko –
– co od niej
nie zdradza mi tylko swego pochodzenia”
- „Babcia”
Lwów to miasto, w którym wyrastał. Dewizą Lwowa było hasło „semper fidelis”. Kilka lat przed urodzeniem Herberta młodzi żołnierze walczyli z Ukraińcami o przynależność swojego miasta do odradzającej się Polski. Ojciec poety również brał udział w walkach o polski Lwów. Poeta pisał: „Jego wnuk, a mój ojciec, był legionistą i patriotą, jakbyśmy mieszkali tu od Przepichy i Piasta”.
W 1939 roku zakończył drugą klasę w Gimnazjum im. króla Kazimierza Wielkiego. Później szkołę przemianowano na sowiecką. Lekcje łaciny, tak ważne i często przypominane w twórczości poety, wycofano. Wprowadzono lekcje języka ukraińskiego i rosyjskiego. Młody Herbert miał podobno namówić któregoś dnia kolegów, by przestawili ławki tyłem do portretu Stalina, według innych świadectw, zdaniem Jacka Łukasiewicza, autora książki „Herbert” z cyklu „A to Polska właśnie”, młody poeta miał spalić wiszący na bocznej ścianie portret Berii. Szczęśliwie obyło się bez konsekwencji. 1941 roku zaczęła się okupacja niemiecka. W 1943 roku, gdy Herbert przeszedł szkolenia w Armii Krajowej, pisał już wiersze:
„[...]
ale czas eksplodował
nie było już przedtem
nie było już potem
w oślepiającym teraz
trzeba było wybierać
więc dałem słowo
[...]”
- „Dałem słowo”
Herbert zdał maturę w 1944 roku i kiedy Sowieci mieli wejść po raz drugi do Lwowa, tym razem jako alianci mocarstw zachodnich, cała rodzina opuściła miasto i wyjechała do Krakowa. W swojej poezji do końca wspominał nieżyjących rówieśników z tamtych lat, ożywiał swoich nauczycieli, którzy mieli wielki wpływ na jego późniejszą postawę życiową.
„on nas wprowadził
przez złoty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka
on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz
[...]
w drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii”
- „Pan od przyrody”
Wspominał niejednokrotnie swoje rodzinne miasto - wyłaniające się ze wspomnień, wyraziste, ale w wierszach przekształcone bardziej w mit, niż przedmiot nostalgii.
„[...]
w moim mieście dalekim do którego nie wrócę
jest ciężka i pożywna woda
kto raz ci kubek z taką wodą poda
mówi – raz tu jeszcze wrócę
w moim mieście którego nie ma na żadnej mapie
świata jest taki chleb co żywić może
[...]”
- „w mieście”
„Gdybym tam wrócił
pewnie bym nie zastał
ani jednego cienia z domu mego
ani drzew dzieciństwa
ani krzyża z żelazną tabliczką
ławki na której szeptałem zaklęcia
kasztany i krew
ani też żadnej rzeczy która nasza jest”
- „Pan Cogito rozmyśla o powrocie do rodzinnego miasta”
Po przeprowadzce do Krakowa, zamieszkał wraz z rodziną w podkrakowskich Proszowicach. W lipcu 1944 roku partyzanci opanowali ten teren. Prawdopodobnie Herbert był włączony w jakąś konspiracyjną działalność, choć nie ma na to twardych dowodów. W rozmowie z Jackiem Trznadlem pisał: „Przewodzenie jest dla mnie czymś okropnym, przewodzenie komukolwiek. W czasie okupacji miałem taką sytuację, byłem odpowiedzialny za paru ludzi i siwe włosy mam od tamtego czasu. Ja sam mogę się jakoś narażać. Ale wydawać rozkazy?”. W innych wywiadach mówił również o związkach z konspiracją, nie tylko podczas wojny ale i po.
„[...]
i w końcu sam nie wiem gdzie zaliczyć
moją lewą ranną nogę, jest ona bowiem dolegliwa
ale bez niej nie przystawałbym przy grobach poległych kolegów, aby wypocząć i zadumać się”
- z cyklu „Brewiarz”
Po wojnie Herbert podjął studia: uczęszczał na Akademię Sztuk Pięknych, na Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, chodził też na wykłady z filozofii. Najczęściej jednak pojawiał się na zajęciach w Akademii Handlowej. Leszek Elektorowicz, znajomy ze Lwowa pisał do Zbigniewa „dla ludzi jak my myślących była (jakże złudna!) szansa dostania się po dyplomie na jakąś placówkę handlową za granicą [...] aby tylko jak najdalej od sowieckiego potwora - jak brnięcie do innego świata”. Gdzie indziej Herbert pisał o Sowietach wjeżdżających do Polski: „...wiedziałem, że to będzie okupacja i sądzę że większość społeczeństwa myślała tak samo”. Herbert nie zaakceptować nowej rzeczywistości, żołnierze radzieccy byli dla niego nowymi okupantami. W wywiadzie w „Hańbie domowej” czytamy: „powiedziałbym, że ludzi w Polsce dzieli się na dwa obozy: na lewobrzeżnych i prawobrzeżnych. Ci, którzy przeżyli okupację sowiecką ’39 do ’41 roku we Lwowie czy Wilnie, mieli po prostu pojęcie o systemie sowieckim [...] Tacy jak ja uważali, że rok ’45 to nie jest żadne wyzwolenie, tylko po prostu najazd, dalsza, dłuższa, znacznie trudniejsza do przeżycia moralnego okupacja. Ja miałem doświadczenie lwowskie. Była to lekcja poglądowa, po której nie pozostawały właściwie żadne wątpliwości co do zamiarów, koloru władzy i jej intencji”.
„W wierszach Herberta fizyczna obserwacja prowadzi do następujących antynomii: przyroda versus historia/wspomnienia; teraźniejszość versus przeszłość; wyobraźnia versus pamięć; piękno i rola sztuki versus kult cierpienia/martyrologia; proza życia versus cierpienie/zło/śmierć; reinkarnacja versus życie wieczne; proza opisująca rzeczywistość versus poezja rozumiana jedynie jako sztuka słowa; prawda versus obłuda. Każda antynomia ma dwa człony, które choć znajdują się na tej samej płaszczyźnie semantycznej, niczym dwa identyczne odważniki na dwóch szalkach wagi, nie są równoważne w wartościującej ocenie poety. Pierwszy człon z wymienionych antynomii wyraża rzeczywistość, z którą poeta utożsamia prawdę obiektywną. [...] Drugi człon z kolei jest synonimem fałszu, bo stara się uchwycić rzeczywistość, której nie ma albo która przestała być weryfikowalna empirycznie, a w imię której ludzie są gotowi popełnić najcięższe zbrodnie i podejmować tytaniczne trudy. Odpowiadają jej wszelkie ludzkie konstrukcje umysłowe, które starają się zatrzymać przemijanie (pamięć, wspomnienia), nadawać sens absurdom takim, jak cierpienie, zło, śmierć, lub widzieć piękno i patos tam, gdzie króluje proza życia i powtarzalność rytmu natury” - Jan Arnold Zawadzki, „Biblijne pojęcie „odkupienia” w poezji Zbigniewa Herberta?”.
Podmiot liryczny można nie wprost utożsamić z autorem, ale jednocześnie w wierszach z okresu powojennego pojawia się ironia, która deformuje nam obraz w taki sposób, że już nie wiemy czy autor szydzi, czy wstydzi się własnych emocji. Dzieje się tak w znanym w środowiskach narodowych i patriotycznych wierszu „Wilki”. Popularna jest jednak wersja zmieniona na potrzeby piosenki. W oryginale czytamy:
„[...]
szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać
[...]
przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować – gryzipiórkom
i gładzić ich zmierzwioną sierść
ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
żółtawy mocz i ten trop wilczy”
Armia Krajowa rozwiązała się. Ludzie z powojennych konspiracji niejednokrotnie kończyli tragicznie. Trudne były decyzje wyjścia z podziemia. Herbert napisał o tym w kolejnym ironicznym opowiadaniu „Próba rozwiązania Mitologii”.
„Bogowie zebrali się w baraku na przedmieściu. Zeus mówił jak zwykle długo i nudnie. Wniosek końcowy: organizację trzeba rozwiązać, dość bezsensownej konspiracji, należy wejść w to racjonalne społeczeństwo i jakoś przeżyć. Atena chlipała w kącie. [...] Hermes wstrzymał się od głosowania. Atena chlipała w kącie. Wracali do miasta późnym wieczorem, z fałszywymi dokumentami w kieszeni i garścią miedziaków. Kiedy przechodzili przez most, Hermes skoczył do rzeki. Widzieli jak tonął, ale nikt go nie ratował. Zdania były podzielone; czy był to zły, czy, przeciwnie, dobry znak. W każdym razie był to punkt wyjścia do czegoś nowego, niejasnego.”
Organizację rozwiązano i trzeba było nauczyć się żyć jak przeciętny człowiek. Pracować, by mieć za co jeść, zadbać o prozaiczne potrzeby. Ale trudno jest się wyzbyć tak głęboko zakorzenionych reguł moralnych.
„Mój profesor od filozofii, który uczył nas greckiej mądrości, wpoił we mnie entuzjazm dla stoików. Gdy to się działo, amor fati (umiłowanie losu) ratowało nas przed obłędem. Czytaliśmy więc Epikteta, Marka Aureliusza i ćwiczyliśmy się w sztuce ataaksji (zachowania zupełnego spokoju ducha, obojętności wobec tego, co nam się wydaje) próbując wyplenić z naszych dusz namiętność i bunt. Życie w zgodzie z naturą, to znaczy z rozsądkiem, było pośród świata oszalałego z nienawiści trudnym doświadczeniem” - słowa Herberta zapisane przez Karla Dedeciusa.
„Dobranoc Marku lampę zgaś
i zamknij książkę Już nad głową
wznosi się srebrne larum gwiazd
to niebo mówi obcą mową
to barbarzyński okrzyk trwogi
którego nie zna twa łacina
to lęk odwieczny ciemny lęk
o kruchy ludzki ląd zaczyna
[...]”
- do Marka Aurelego
Opisane wyżej wiersze to zaledwie skrawek twórczości Herberta. Każdy jego wiersz, całą jego prozę należy odczytywać w kontekście wydarzeń i czasów, w których powstały. Herbert nie był narodowcem, ale jego sposób myślenia, pojmowania świata, zbiór wartości, zdystansowanie do pewnych problemów może być dla niejednej osoby wzorem, zwłaszcza teraz, w owczym pędzie, kiedy każdy myśli tak jak „wszyscy” i brakuje chłodnych umysłów.
żródło zdjęcia: ninateka.pl