Trans-sekta, czyli genderowe szaleństwo

Z biegiem czasu ruch transpłciowy, stanowiący odnogę LGBT przybrał znamiona destrukcyjnej grupy psychomanipulatywnej, a niekiedy wręcz parareligijnej sekty. 

Zacznijmy jednak od początku. Sam termin “grupa destrukcyjna” (którego będę używać zamiennie ze słowem “sekta”, bo są to określenia tożsame), nie ma jednoznacznej definicji. Najprościej rzecz ujmując, jest to toksyczna grupa ingerująca w każdy aspekt życia uczestników, stosująca nieetyczne praktyki podczas działania i pozyskiwania nowych członków. Wbrew religijnym podtekstom, sekta może uformować się wokół dowolnego zjawiska, które odpowiednio silnie potrafi oddziaływać na ludzką psychikę. Jakiś czas temu uwaga Internetu skupiła się na zjawisku tzw. sekt finansowych — organizacji, które kusiły obietnicą radykalnej poprawy stanu materialnego uczestników, w rzeczywistości tworząc z nich metodę zarabiania pieniędzy dla nieuczciwych liderów. 

 

Standardowa sekta podzielona jest na dwie widoczne warstwy. Pierwszą z nich są członkowie. To właśnie oni podlegają intensywnej indoktrynacji i kontroli oraz stanowią główne zaplecze ruchu. Nad nimi stoją wspomniani wcześniej liderzy — ci, którzy przekazują “dobrą” nowinę propagowaną przez ruch i czerpią główne korzyści z jego ekspansji. 

 

Spora ilość cech wymienianych często jako cechy grup sekciarskich występuje w wielu zrzeszeniach i stowarzyszeniach. Patologie i zachowania manipulacyjne zdarzają się przecież dość często. Są to jednak wypaczenia, negatywne i zupełnie niepożądane skutki wadliwej natury ludzkiej. Tymczasem sekta stawia sobie zachowania patologiczne i niszczące ludzką godność, takie jak manipulacja, całkowita kontrola i uzależnienie za główne modus operandi. Jest to jej chleb powszedni, na którym bazuje całą swoją działalność. 

 

To właśnie w schemacie myślenia najlepiej widać sekciarstwo pojawiające się w ruchu LGBT. Totalizm myślenia jest wręcz rażący. Kobieta może stać się mężczyzną, kiedy tylko chce. Nasza płeć determinowana jest przede wszystkim tym, jak się czujemy. Nie ma czegoś takiego jak “płeć”, a jej zmiana, poprzez długotrwały proces terapeutyczno-medyczny, jest JEDYNYM, co może cię uszczęśliwić. 

 

Wszystko bazuje na odczuciu. Jeśli zastanawiasz się, czy jesteś trans, to najpewniej jesteś. Nic innego nie ma znaczenia. Diagnoza i badania lekarskie to tylko krok, bo przecież ty i tak już to wiesz.


Zdań tego typu w ruchu LGBT jest cała masa. Są to dogmaty niepodlegające krytyce ani jakimkolwiek rozważaniom. Refleksja mogłaby przecież (Broń Boże!) doprowadzić do zastanowienia się nad logiką kierującą tym szaleństwem. Jednocześnie wśród członków propaguje się ideę zupełnego nie zwracania uwagi na  takie treści, które pokazują wady tęczowego szaleństwa. Najczęściej poprzez przyklejenie łatki homo lub transfoba, lub innych inwektyw. Oskarżanie o “mowę nienawiści” służy do zamykania ludziom ust. Nieprzychylne opinie należy wyciszać i eliminować tak, by nasz przekaz pozostał niezachwiany. Ma również jeszcze jeden cel. 

 

Istotne jest również wpajanie, że wszelkie treści i ludzie oklejeni tą łatką muszą traktowani być jak pariasi, a często nawet jako osoby niebezpieczne. Na tęczowych forach na platformie Reddit częstą sytuacją jest proponowanie całkowitego odcięcia od siebie ludzi, którzy są “niebezpieczni”. Zagrożeniem z ich strony jest, przykładowo, niezaakceptowanie nagłej przemiany brata w siostrę. Wcześniejsza relacja i łączące więzy nie mają tu żadnego znaczenia. Fundamentem tworzenia relacji międzyludzkich jest zaakceptowanie nowej tożsamości płciowej, a “misgenderowanie”, czyli użycie wobec kogoś “nieprawidłowych” zaimków to największa ze zbrodni. To praktycznie atak na drugą osobę. Uderzenie w sam rdzeń jego tożsamości, a więc najgorsze, co może się zdarzyć. Człowieka, który tak robi, należy upomnieć, a jeśli dalej robi to samo, zmieszać z błotem i odseparować się od niego. Oczywiście, atakować ludzi pokazujących patologie tęczowej ideologii już można. W końcu stoją oni na drodze postępu i równości. 

 

Najgorszym wrogiem jest jednak osoba w trakcie tzw. detranzycji, czyli procesie odwrócenia zmian wywołanych procesem “zmiany płci”. Moment, w którym dany człowiek schodzi ze ścieżki prowadzącej do nieodwracalnych zmian w ciele jest momentem, w którym odcina się od niego cała społeczność transpłciowych. Kontakty zrywane są praktycznie z dnia na dzień. Detranzycja równoznaczna jest z apostazją. Podobny mechanizm występuje w przypadku sekt. Osoba odchodząca ze wspólnoty zostaje całkowicie od niej odcięta, a wszelkie kontakty z nią są widziane jako zagrożenie. 

 

Coś, co mocno odróżnia ruch transpłciowy od standardowej sekty to brak jednego, konkretnego, nieomylnego lidera otoczonego boską czcią. Jego rolę odgrywa raczej nieformalna siatka aktywistów, którzy dla wsiąkających w ruch młodych stanowią ideologiczną podporę, a także często wsparcie w dokonaniu procesu tzw. zmiany płci, do którego sami nakłaniają. Kilka lat temu słynny bloger Waldemar Krysiak prezentował działanie jednej z nich. Grupa trans-aktywistów poprzez serwer na platformie Discord dokonywała nielegalnego handlu hormonami. Na serwerze sugerowano również okłamywanie lekarzy tak, by szybciej dostać diagnozę dysforii płciowej, lub wymieniano się nagimi zdjęciami nastolatków. 

 

Ile innych, podobnych miejsc istnieje w Internecie?

 

W książce pt. “Nieodwracalna krzywda” opisującej historię młodych dziewczyn przechodzących proces tranzycji autorka Abigail Shrier pokazuje wiele przypadków, w których przeniknięcie młodego dziecka w struktury aktywistów skończyło się okaleczeniem. Zaprezentowani w książce trans-influencerzy stosują metodę “cel uświęca środki”. Potrafią, chociażby sugerować, aby dane dziecko poszło do lekarza, mając w głowie już przygotowaną historyjkę, która szybciej przekona go do wystawienia diagnozy. Niektórzy potrafią wysyłać dzieciom bindery, czyli specjalny rodzaj bielizny używany do spłaszczania piersi tak, by upodobnić klatkę piersiową do męskiej. 

 

Oczywiście w dyskretnym opakowaniu tak, by rodzice nie dowiedzieli się o niczym. Mogą oni w końcu zasugerować, że wmówiona dziecku dysforia płciowa nie jest prawdziwa, a to uderzenie w jeden z naczelnych dogmatów. Ofiarami tego procederu padają dziewczynki w okresie dojrzewania. 

 

Ważnym elementem każdego ruchu religijnego są uroczystości. W ruchu transpłciowym jest takich kilka. Pierwszym jest początek brania hormonów, który traktowany jest praktycznie jak symboliczne wejście w dorosłość i w “prawdziwe” życie. Aktywiści przechodzący tranzycję potrafią często opisywać początek tego etapu w samych superlatywach. Sam testosteron opisywany jest przez nich praktycznie jak magiczny środek, po którym wszystkie problemy znikają. Ma on, przykładowo, w jakiś niezrozumiały sposób zmieniać strukturę kości na taką, która przypomina męską. To oczywiście kolejny etap indoktrynacji. 

 

Shrier pokazuje również, że ilość testosteronu przepisywana przez lekarzy w gruncie rzeczy zależy od… widzimisię pacjenta! Od tego ile zarostu pragnie lub jak niski głos chce on osiągnąć. Jaka inna procedura medyczna działa w taki sposób?

 

Kolejnym “sakramentem” kultu trans są operacje. To tutaj młodym dziewczynkom usuwa się piersi, przerabia struny głosowe tak, by brzmiały bardziej męsko, a w końcu pozbawia płodności poprzez modyfikacje narządów płciowych. To samo dotyczy oczywiście chłopców. Samo “top surgery”, czyli podwójna mastektomia jest powodem celebracji dla przechodzących tranzycję. 

 

Jeżeli na którymkolwiek etapie przemian rodzice spróbują interweniować, aktywiści mają na to sposób. Sugerują, przykładowo, aby młody człowiek zagroził samookaleczaniem, jeśli nie dostaną przyzwolenia na zmianę płci. Podsuwają formułki i schematy zachowań tak, aby zaszantażować rodziców i zmusić ich do zaakceptowania sytuacji. 

 

A wreszcie, obrzucają młodego transa fałszywą miłością i akceptacją we wszystkim, co robi. To popularna taktyka grup destrukcyjnych. Lovebombing, czyli przesadne okazywanie czułości i zainteresowania osobą służy właśnie uzależnieniu psychicznemu tak, by ofierze trudniej było odejść w razie wątpliwości. 

 

Aktywiści przejmują kontrolę nad kolejnymi kręgami wpływu. W Stanach Zjednoczonych wchodzą do szkół, gdzie prowadzą tęczową “edukację” seksualną. Zamykają usta nieprzychylnym wykładowcom, terapeutom i publicystom. Prowadzą szeroką działalność internetową, pokazującą jak bardzo “zmiana” płci wpłynęła na ich życie. Oczywiście w samych superlatywach. 

Ofiarami tych ludzi są, tak jak w przypadku sekt, podatni na wpływy młodzi ludzie, którzy zaczynają wchodzić w okres dojrzewania. Ile młodych dziewcząt i chłopców podda się nieodwracalnym, tragicznym w skutkach zmianom, zanim cywilizacja zachodnia ukróci to barbarzyństwo?

Narodowcy.net / catholicworldreport.com / polskieradio24.pl / theamericanconservative.com / frc.org / ourduty.org / commentary.org 

Jakub Marszałkowski

Czytaj Wcześniejszy

Koniec z zerowym VAT-em na żywność

Czytaj Następny

Nadchodzi zakaz płacenia gotówką? Konfederacja ostrzega

Zostaw Odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *