Żyjemy w świecie chorym. Odrzucamy nieustannie coraz większą część dorobku duchowego i intelektualnego naszej cywilizacji. Można spotkać się z określeniem, że cywilizacja łacińska jest zbudowana na trzech filarach: greckim umiłowaniu piękna oraz filozofii, rzymskim prawie i kulcie walki, chrześcijańskiej moralności i nauce społecznej. Jednak współcześnie, w erze globalizmu, zdominowała nas inna cywilizacja, oparta na zupełnie innych filarach, a jej przystępność i masowy charakter pozwolił na ekspansję tejże cywilizacji na całym świecie.
Cywilizację tę nazywa się różnie, „Cywilizacja Amerykańska”, „Cywilizacja globalna”, „Cywilizacja Popkultury”... Jednak to tylko nazwy, nie są istotne. Dużo istotniejsze są filary, na których owa cywilizacja powstała, a mianowicie:
- kapitalizm - który doprowadził do sytuacji, w której szczęście ludzkie definiowane jest przez ilość posiadanego kapitału oraz ogranicza sens ludzkiego życia do nieustannego jego gromadzenia, dając mu jednocześnie sztuczne poczucie wolności;
- materializm - nie pozwala nam uzyskać pełni bogactwa duchowego, ani prawdziwego, długotrwałego szczęścia, bo pokazuje nam, że jedynym celem na osiągnięcie szczęścia jest dostęp do dóbr materialnych;
- hedonizm - tu tkwi cała atrakcyjność kultury masowej. Po wyczerpującej pracy możesz oddać się bez wytchnienia zgromadzonym dobrom i w pełni z nich korzystać. Droga wolna! Nikt cię nie ogranicza! Taka postawa zawsze prowadzi nas do egoizmu i samotności, ponieważ hedonizm nie pozwala żyć dla kogoś, bo przecież to wiąże się z trudem i zmartwieniami.
Bezduszni więźniowie materializmu, ich ciała czują się wolne i niczym nieskrępowane, a nowe wynalazki techniczne i normy społeczne pozwalają im sądzić, że są niczym nieograniczonymi bogami. Intelektualnie po latach szkoły czują się spełnieni. Jednak uczą ich najczęściej ludzie, w których została zaszczepiona ta sama cząstka materialistycznego spojrzenia na świat i nie pozwalają oni przyjąć młodym umysłom wiedzy wykraczającej poza normy obecnego systemu społecznego. Założenie szkolnictwa jest proste: dać młodym ludziom to, co ich zdaniem „praktyczne”. A praktyczność ta oznacza nabycie umiejętności, które będą przydatne jedynie przy określonej pracy i tylko w niej. Nie kładzie się nacisku na rozwijanie cech potrzebnych młodemu człowiekowi do radzenia sobie w innych dziedzinach życia niż praca.
Doprowadza to do sytuacji w której praca staje się jedynym miejscem, w którym człowiek potrafi się odnaleźć. Ludzie w XXl wieku potrafią dokonywać niesamowitych rzeczy, a zapominają o absolutnych podstawach. Przez to ukierunkowanie nie potrafią nawiązywać nawet zdrowych relacji międzyludzkich, a przez to, że jedyną kategorią w jakich ci ludzie potrafią się odnaleźć jest praca, wręcz odrzucają wszystkie inne rzeczy, które na życie się składa. Niepotrzebna jest nauka o tym, kim jesteśmy i skąd pochodzimy, bo w społeczeństwie kapitalistycznym jest ona zbędna i nieopłacalna. Wreszcie odrzuca się całkowicie uczucia, wiarę, idee i wszelkie podstawy myśli romantycznej, bo nie wpasowują się one w nowy, trójfilarowy świat.
Ludzie często zachwycają się sposobem myślenia małych dzieci. Najbardziej wyrazistym przykładem jest „Mały Książe” Saint-Exupery’ego. Ludzie twierdzą, że najbardziej urzekające w małym chłopcu z kosmosu są jego niewinność i ciekawość, czyli to co powinno charakteryzować dzieciństwo. Niestety, młode dusze nie mają okazji, aby w pełni się rozwijać i odkrywać świat, bo tak naprawdę stworzono im bezpieczną rzeczywistość pozorów, w której nie pozwala się dzieciom doświadczać ani poznawać. Eliminuje się w nich ciekawość świata już podczas najmłodszych lat życia. Zamiast prawdziwego świata daje się im wyidealizowany świat wirtualny, w którym żyją i często z niego już nie wychodzą. Poza nim nie widzą rzeczywistości. Jest to doskonały sposób na pozbawienie ludzi człowieczeństwa, psychiczne okaleczenie ich oraz swego rodzaju wprowadzenie do świata „trzech filarów”.
Dzisiejszy świat stworzył sobie człowieka pustego, bez emocji i wyższych potrzeb. Człowieka pewnego siebie i swoich spostrzeżeń, a jednocześnie niespójnego wewnętrznie.
Mężczyznę, który jednocześnie potrafi utrzymać swoją rodzinę, zapewnić jej dobrobyt i nieograniczony dostęp do dóbr, a nie odnajduje pasji w byciu mężem oraz ojcem. Mężczyzna jest z natury zdobywcą, ambitnym zdobywcą, lubiącym stawiać sobie wysoko poprzeczkę i kochający uczucie, jakie towarzyszy mu przy przeskakiwaniu niej. Czasem nie jesteśmy tego świadomi, ale nic nie sprawia nam takiej radości jak pokonanie trudu, który w naszej opinii był niemożliwy do pokonania. Przez lata mężczyzna starał się osiągać wewnętrzny spokój i duchowe bogactwo przez ascetyzm, postawę, z perspektywy dzisiejszego mężczyzny, nieludzką. Dzisiejszy ogłupiony materializmem mężczyzna nie szuka bogactwa duchowego, ba, nie szuka nawet bogactwa intelektualnego, bo to mało wystawne i nie pozwala się odpowiednio zareklamować i sprzedać pozostałym członkom społeczeństwa. Tak, sprzedać! Żyjemy „w rzeczywistości ciągłej sprzedaży, gdzie być przestaje cokolwiek znaczyć”.
Mimo to, nie straciliśmy duszy zdobywcy, nie możemy się jej pozbyć. Jest ona niezbywalną częścią męskości. Jednak kapitalistyczny model człowieka nie zapomniał o tej kwestii i skutecznie mu ją zastąpił. Obecny model pracy w wielkich korporacjach wymaga od człowieka jego ciągłego pięcia się ku górze w karierze zawodowej, dając przy tym sztuczne poczucie rozwoju i satysfakcji. Jedyną formą bogactwa stało się bogactwo materialistyczne, a poziom szczęścia zaczęto definiować poprzez ilość posiadanych dóbr. Nie chcemy już stawać się lepszymi mężami, ojcami, lepszymi członkami społeczeństwa… Zależy nam jedynie na stawaniu się lepszymi i bardziej wydajnymi pracownikami, aby podnosić swoją wydolność finansową, która definiuje nasz poziom zadowolenia i status społeczny.
W Polsce rocznie rozwodzi się około 60 tysięcy małżeństw, a ludzie ciągle nie potrafią zrozumieć dlaczego. Co gorsza, nie chcą dociekać dlaczego tak się dzieje, rozumiejąc to jako rzecz całkowicie normalną. Mężczyzna w końcu zaczął traktować kobietę jako pewnego rodzaju dobro materialne, które służy mu do określonych celów. Nie chce już nawet o nią zabiegać, bo jest to jego zdaniem bezcelowe marnowanie potencjału i pokładów kreatywności, które mógłby wykorzystać w pracy, licząc na wyższe wynagrodzenie i uznanie pracodawcy. Czy robi to z miłości do swojej rodziny? Tak, jednak problem w tym, że kapitalizm zmienił nasze rozumienie miłości, która zaczęła być pojmowana czysto praktycznie na zasadzie zależności, lub pewnej umowy. „Ty potrzebujesz osoby, która cię utrzyma, a ja potrzebuje kochanki”.
Nie zależy nam już na najczystszym emocjonalnym pojęciu miłości, a jedynie na znalezieniu osoby która pomoże nam w zaspokojeniu własnych potrzeb i nie będzie nas za bardzo blokować w naszym życiu zawodowym. Ponadto wzór miłości jaki otrzymujemy w tzw. „amerykańskich romansidłach” jest skrajnie wyidealizowany. Przedstawiają one miłość jak danie w McDonaldzie. Szybką, w wygodnej formie i ładnym opakowaniu. Jednak na długo się nią nie nasycimy, bo tak jak fastfoody nie są prawdziwym jedzeniem tak „american dream love” nie jest prawdziwą miłością.
Myśląc o drugiej osobie w kategoriach hedonistycznych tak naprawdę nie myślimy już o drugiej osobie, tylko o rzeczy, służącej do konkretnych celów. Nie ulega wątpliwości to, że wiele współczesnych małżeństw rozpada się właśnie w momencie, gdy jedna z osób tworzących małżeństwo staje się nieszczęśliwa, nie zdając sobie sprawy dlaczego. Często o swoje nieszczęście obwinia swojego partnera lub partnerkę, nie rozumiejąc, że najzwyczajniej w świecie nierealnym jest utrzymać małżeństwo, w którym jedyną rzeczą łączącą oboje ludzi jest skrajny hedonizm…
Oczywiście hedonizm nie przejawia się tylko w relacjach między kobietą, a mężczyzną. Jest to każdy moment, w którym mimowolnie oddajemy się swoim popędom i przyzwyczajeniom. We włoskich miastach renesansowe elity usiłowały odnaleźć sens życia w nieograniczonej rozkoszy. Myśl epikurejska również uznawała, że pełnią szczęścia jest osiągnięcie tzw. „czystej” przyjemności. Przedstawicieli myśli hedonistycznej było w historii jeszcze wielu, jednak żaden z nich nie potwierdził swoich tez i nie udowodnił, że przyjemność daje stałe szczęście i jest najwyższym stanem spełnienia.
Hedonizm powoli wyniszcza nie tylko dusze, ale i ciało oraz umysł. Często pragnienie coraz to nowszych sposobów doświadczania przyjemności zabija (zwłaszcza gdy dostęp do nich jest nieograniczony).
Jednak nie możemy przestać wierzyć, że stan rzeczy zastany przez nas na świecie nie ulegnie zmianie. Jeden romantyczny buntownik jest wart więcej niż cała masa ogłupionych współczesnością ludzi „trzech filarów”. Zburzmy podstawy myśli świadomego zniewolenia i zbudujmy nowy świat na filarach takich jak wiara, tożsamość i moralność! Jednak zanim to zrobimy, sami musimy uwolnić się od zepsucia „trójfilarowego świata”. Musimy nauczyć się wbrew dzisiejszym czasom ograniczać własną konsumpcję oraz pożądanie dóbr. Tylko poprzez wygranie z samym sobą jesteśmy w stanie stanąć do dalszej walki.
Od nas zależy jutrzejszy dzień i to jak będzie on wyglądał, niech nasze pokolenie nie zmarnuje danej nam szansy na przywrócenie światu normalności wyłącznie w imię wygody. Nie możemy przespać naszej chwili, bo nie mamy żadnej gwarancji czy następnemu pokoleniu sprzeciw przejdzie chociażby przez myśl.