Pełnia tożsamości

Tożsamość. Inaczej świadomość siebie. W tym słowie zawiera się pierwszy człon podstawowego pytania, które nurtuje ludzkość praktycznie od samego początku jej istnienia: „Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?”. Określenie tożsamości jednostki należy do rzeczy ziemskich, a więc możliwych do zrealizowania - co wcale nie znaczy, że to zadanie zakwalifikować można jako łatwe. Jednak podjęcie wysiłku w tym kierunku jest niezbędne, aby rozpocząć rozważania nad drugim członem „pytania podstawowego” – po co my właściwie żyjemy? W poniższym tekście nie będziemy wybiegać aż tak daleko. Poprzestaniemy na tym co ziemskie. Za namową starożytnych, wzywających do „poznania samego siebie”, zastanowimy się nad tym, co składa się na pełną tożsamość człowieka.

Podejmowane zagadnienie jest bodaj bardziej aktualne dziś niż kiedykolwiek wcześniej. Szczególnie w Europie, która przeżywa obecnie najpoważniejszy kryzys tożsamości od, co najmniej, upadku Imperium Rzymskiego. Nie bez powodu książki o złowieszczych tytułach, takich jak „Przedziwna śmierć Europy” czy „Uległość” stają się na Zachodzie hitami sprzedażowymi. W Polsce panuje tymczasem niczym nieuzasadniony optymizm i nawet pewien rodzaj pogardy, podsycanej przez rządzących, przede wszystkim wobec państw tzw. „starej Unii”. Po chwili zastanowienia dostrzec można jednak, że Polaków wcale nie ominęły niszczycielskie trendy współczesnego świata. Więcej nawet. Dopadły ich one w newralgicznym momencie, po okresie kilkudziesięciu lat intensywnego okaleczania duszy narodu przez komunistów. Nieważne, czy w miastach, czy na wsiach, na Śląsku czy Podlasiu, współczesność dociera ze swoimi wypudrowanymi wysłannikami szczerzącymi się z ekranów telewizorów i komputerów niemal wszędzie. Sączy swój jad niepostrzeżenie, w domowym zaciszu. Choć nie tylko. Na zewnątrz otaczają nas wielkie banery z rozebranymi kobietami, wielkie sklepy z niskiej jakości jedzeniem, wielkie, nic nieznaczące, wydarzenia. Cały czas coś się dzieje, coś się rusza, coś nowego pojawia się na horyzoncie. Ale to wszystko tylko pozory, tak naprawdę nie zmienia się nic. Plastikowy świat. Wszystko toczy się wedle określonego schematu. Pracuj. Kupuj. Konsumuj. Zdychaj. A człowiekowi zabiera się to, co ma najcenniejsze - tożsamość. I zamiast tej prawdziwej, naturalnej, próbuje się tworzyć różne hybrydy, ze swej istoty fałszywe, a więc szkodliwe, bo niedające możliwości pełnej odpowiedzi na nurtujące nas od wieków pytanie. Człowiek bez tożsamości jest łatwiejszy do zmanipulowania – a na jego pieniądze, czas i myśli czyhają różnej maści kapitaliści, politycy czy ideolodzy. A na pewno nikomu z nich nie zależy, żeby był on… szczęśliwy.

Autor w poniższych rozważaniach dzieli tożsamość człowieka na cztery kategorie, dotykające zupełnie różnych elementów życia, ale do głębi się przenikające. Tak jak drzewo nie może funkcjonować bez ziemi, powietrza i słońca, tak i człowiek nie może być w pełni człowiekiem bez odpowiedniego rozwinięcia wszystkich tych składowych swojej tożsamości (oczywiście od tej zasady pozostają wyjątki – np. niektórzy święci, którzy całe życie poświęcali określonej pracy dla ludzi i Boga). Bez tej pracy jego dusza obumiera, przez dłuższy czas może niezauważalnie, ale jednak. Przyroda nie znosi pustki. Gdy człowiekowi zabraknie którejś części jego jestestwa, luka ta zostanie w ten czy inny sposób wypełniona, co znowu zaburzyć może niezbędną harmonię duszy i w efekcie doprowadzić do tragicznego zwyrodnienia.

Należy też zaznaczyć, że poniższy, dosyć klarowny podział, stworzony został z typowo europejskiego punktu widzenia. Tożsamości pośród poszczególnych ras czy też cywilizacji są po prostu… inne. Wynika to z niezliczonej ilości czynników, na których rozpatrzenie nie starczy nam tutaj miejsca. Zaznaczmy tylko, że np. w Afryce bardzo silne są tożsamości plemienne, w Azji natomiast, dajmy na to, współczesne Chiny są państwem cywilizacyjnym. Nowoczesny naród jest fenomenem europejskim, wyeksportowanym przez Europejczyków na cały świat, ale trafiając do grup o różnej historii, tradycji i kulturze, został zaadaptowany na różne sposoby. Dlatego poniższy proponowany pryzmat patrzenia na tożsamość człowieka powinien być stosowany tylko wobec Europejczyków, rozumianych jako rdzennych mieszkańców naszego kontynentu, których kultura wykwitła na gruncie Christianitas.

Oto kategorie składające się na tożsamość człowieka:

  1. tożsamość indywidualna;

  2. tożsamość regionalna;

  3. tożsamość narodowa;

  4. tożsamość cywilizacyjna.

Zajmijmy się nimi w kolejności, będącej nie bez znaczenia, w jakiej zostały wymienione.

Tożsamość indywidualna

Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz.

Księga Rodzaju 1,27

Obraz Boga” nie jest w człowieku czymś, co można sfotografować lub dojrzeć okiem kamery. Oczywiście obraz ten da się zobaczyć, ale jedynie dzięki nowemu spojrzeniu wiary. Można go zobaczyć tak, jak można dostrzec w człowieku dobroć, uczciwość, wewnętrzną prawdę, pokorę, miłość – wszystko to, co upodabnia do Boga.

Benedykt XVI, „Duch liturgii”

Każdy z nas jest inny. Każdy został obdarzony inną, niepowtarzalną duszą, innymi talentami i innymi przywarami. Te warunki startowe, ustalone przez samego Boga, są punktem wyjścia na podstawie którego za pomocą wolnej woli kształtujemy nasze życie. Tylko od nas zależy, czy będziemy nasze cnoty rozwijać, czy poddamy się słabościom. To my decydujemy, jaką ścieżkę obierzemy, wspinając się do wymarzonego celu, jakim jest Zbawienie – tutaj nie ma dwóch takich samych dróg. Krzyż, który jednego by wgniótł w ziemię i uniemożliwił mu dalszy marsz, dla drugiego będzie ledwo zauważalną niedogodnością. To czym się interesujemy, jakie książki czytamy, jakie sporty uprawiamy, jakiej muzyki słuchamy, to wszystko buduje nasze ja, człowieka wyjątkowego. Oczywiście tym bardziej wyjątkowego im wyższe sobie cele stawiamy i z im wyższą kulturą obcujemy – wiadomo, im dalej na szlaku, tym mniejsza szansa, że kogoś spotkamy. Jeżeli zadowalać się będziemy tandetnymi kawałkami muzyki popularnej, w jaki sposób będziemy ubogacać ducha, aby pojawiły się w nim nowe, wartościowe pierwiastki? Podobnie, jaką wartość może mieć tani kryminał, gdy obok na półce stoi Sienkiewicz, Tolkien albo Dostojewski? Jak przekonywał Don Kichot swojego wiernego giermka Sancho Pansę, są tylko dwa rodzaje ras na świecie. Pierwsza wywodzi swoje pochodzenie od królów i książąt, lecz powoli, z czasem, wypadki odbierają im wielkość i władzę. Drudzy znów, pochodząc z małej familii, ciągle się wznoszą i zostają wreszcie wielkimi panami. I taka jest tylko między nimi różnica, że jedni byli tym, czym nie są, drudzy są tym, czym nie byli. Rośniemy albo karlejemy, nieważne z jakiego punktu wychodzimy. Innej drogi nie ma.

Najcelniej tę drogę indywidualnego rozwoju wyraził św. Piotr: Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy poznawaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Komu bowiem ich brak, jest ślepym - krótkowidzem i zapomniał o oczyszczeniu z dawnych swoich grzechów. Najpierw należy zadbać o nasze wnętrze – o cnoty, powściągliwość, pobożność, a dopiero później można, a nawet trzeba, wyjść na zewnątrz z braterską przyjaźnią i miłością. Bez odpowiedniej pielęgnacji duszy nikt nie będzie w stanie prawdziwie kochać.

Tożsamość na tym poziomie nie kształtuje się tylko pod wpływem naszej woli. To także potężny wpływ środowiska w którym przebywamy, ludzi których znamy, z którymi spędzamy czas. Niektóre wspólnoty są nam narzucone, czy to przez naturę jak rodzina, czy przez państwo jak klasa w szkole. Mimo podobnej struktury w którą wtłoczony jest każdy z nas, to jej treść i oddziaływanie na jednostkę wygląda za każdym razem inaczej, różne psychiki są odmiennie przez nią kształtowane. Oprócz wymuszonych grup w których uczestniczymy, dobieramy sobie znajomych oraz przyjaciół wedle indywidualnego klucza. Ważni są ludzie z którymi mamy bezpośredni kontakt, rozmawiamy, wymieniamy się doświadczeniami, widzimy jak żyją. Jeśli rodzina jest pełna miłości, jeśli przyjaciele są wierni, jeśli koledzy z pracy są profesjonalistami itd. i jeśli połączymy to z odpowiednim życiem wewnętrznym, to nasza tożsamość indywidualna kształtować się będzie prawidłowo. Gdy któregoś elementu zabraknie, pojawia się wspomniana wcześniej luka, bardzo dla człowieka niebezpieczna.

Jako podsumowanie zadajmy sobie pytanie: co może być wart Polak czy Europejczyk, jeśli nie będzie wcześniej dobrym człowiekiem?

Jesteśmy żadnym społeczeństwem.

Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym.

Może powieszą mnie kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy (-) ale gdybym miał dziś na szyi powróz to jeszcze przywartym chrypiałbym, że Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród.

Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest!

Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem…” - C. K. Norwid.

Tożsamość regionalna

- Znaczit ty Niemiec?

- Kaszub.

- Niemiec.

- Polak.

- Adin czort poljak, kaszub. Adin chuj.

Dialog z filmu „Kamerdyner”.

Ciągle mówię pacierz
W górę patrzę
Dzięki mama
Za historię dzięki tacie
Bardzo się z tym utożsamiam
Tak jak z moim miastem
Jak z osiedlem, kumplami i ławką nad stawem
Z tego się tak nie wyrasta

Kękę, „Zostaję”

Czym jest ojczyzna? Przyjmijmy, że to kraj, w którym się ktoś urodził. A Ojczyzna? Najzwięźlej wyjaśnił to Maurice Barrès, francuski nacjonalista przełomu XIX i XX wieku. Ojczyzna to Ziemia i Zmarli pisał. Rozwińmy tę myśl.

Naturalnie przywiązujemy się tylko do ścieżek, po których chodzimy, bloków wśród których wyrastamy czy lasów, które nas otaczają. To jest właśnie nasza Ziemia. Nasze miasto, nasza wioska, nasz region. Trudno przywiązać się tak po prostu do miejsc, których nigdy się nie widziało. Albo widziało się raz czy dwa razy w życiu. Można się zauroczyć, np. pięknymi polskimi górami, ale przecież nie staną się one po pierwszej wędrówce częścią nas. Oczywiście, możemy zacząć odwiedzać je regularnie – ale jakim cudem będziemy się wtedy utożsamiać z Pomorzem? Co sprawia, że ogromny (z punktu widzenia jednostki) obszar staje się Ojczyzną? Ano Zmarli właśnie. Ci, którzy poświęcili swoje życie budowie wspólnej tożsamości. Zmarli z całego kraju – wszystkich jego ziem. Dzięki rycerzom, pisarzom, myślicielom, architektom, inżynierom, artystom i całej rzeszy innych, których wysiłki połączyły się w budowie wspólnoty ducha, możemy w miejscach oddalonych od siebie o setki kilometrów czuć się jak u siebie. Jest to jednak rzecz wtórna, wynikająca z zakorzenienia w określonej Ziemi. Czy można mówić o tożsamości narodowej bez tożsamości regionalnej? Z całą pewnością tak. Tylko nie będziemy wtedy rozmawiać o pełnej tożsamości człowieka, a tylko o tych jej elementach, które konstytuują naród. Dlatego Andrzej Trzebiński przenikliwie zauważał: Myśl Nacjonalizmu walczy z człowiekiem „déraciné” (wykorzenionym – przyp. autor), z człowiekiem pozaśrodowiskowym, z całym tym dziewiętnastowiecznym nomadyzmem człowieka pozbawionego własnego miejsca w świecie. Walczy ofiarnie i odważnie. (…) Rewolucyjność myśli Nacjonalizmu jest czymś więcej niż przywiązaniem do czerwonego koloru, manifestacyjnych pochodów i różnych teatralnych emblematów pracy, jak sierp i młot. Ma pogardę dla tradycyjności, dla schematów egalitarystycznych i niszczycielskich rewolucji Kosmopolityzmu. Jest zakrojoną na skalę rewolucji, która zmieniając – tworzy. Walkę z tożsamością rozpoczęto od wyrwania człowieka z jego Ziemi. Z tego względu prawdziwa rewolucja, nastawiająca życie społeczeństwa na właściwe tory, musi ten proces odwrócić.

W Polsce nie występuje konflikt między tożsamością narodową i regionalną. Gdyby regionalizm nie istniał, należałoby go wymyślić, choć nie wyrasta on z jakichkolwiek spekulacji, lecz z serca. Jest autentyczny i szczery, jest – jak w przypadku Polski – pierwszym krokiem ku patriotyzmowi, ku miłości ojczyzny narodowej i naszej wspólnej narodowej kultury, której korzenie wyrastają z kultur regionalnych i której dalsze trwanie od tych kultur w dużym stopniu zależy przekonuje prof. Ryszard Kantor. Odmiennie rzecz się ma jednak w innych krajach.

W Iżewsku, stolicy autonomicznej republiki Udmurcji w Rosji, 10 września 2019 roku Albert Razin dokonał aktu samospalenia. Był to gest sprzeciwu wobec przymusowej rusyfikacji jego ludu. Na piersi miał tabliczkę: Есть ли у меня Oтечество? – Czy mam Ojczyznę? oraz drugą, z cytatem z dagestańskiego poety Rasuła Gazmatowa: I jeśli jutro mój język zginie, to jestem dziś gotów na śmierć. Oryginalna treść pierwszej tabliczki została przytoczona w konkretnym celu – pokazać, że Razin pytał się nie o ojczyznę, tej mu nikt nie odbierze. On się domagał Ojczyzny. Rosja nią nie była.

Podobna sytuacja ma miejsce we Francji, gdzie istotnym elementem systemu ustrojowego jest postjakobińska centralizacja. To dopiero po rewolucji francuskiej i czasach napoleońskich Paryż wziął pod swój but m.in. Akwitanię, Burgundię, Prowansję czy Bretanię, z ich lokalnymi tradycjami, językami i kulturami. W dzisiejszej Francji oficjalnie nie ma żadnych mniejszości. Nie zbiera się tam danych o religii, rasie, etniczności itd. obywateli. Wszyscy są Francuzami. Jeszcze do niedawna w bretońskich szkołach wisiały napisy „zabrania się pluć i mówić po bretońsku”. Ten właśnie region jest szczególnie ciekawy, przecież dzisiaj wielu Bretończykom bliżej niż do Francji jest do… Irlandii. A to ze względu na swoje celtyckie pochodzenie. Władza centralna, po intensywnych represjach wobec wszystkiego co bretońskie w latach 50. i 60. XX wieku, dzisiaj przeznacza spore kwoty na ratowanie tego dziedzictwa. Prawdziwa regionalna tożsamość była niebezpieczna – folklor może być atrakcyjny.

Wróćmy jednak na grunt polski i oddajmy głos Władysławowi Orkanowi: (…) regionalizm w Polsce ma do spełnienia zadanie daleko większe niż gdzie indziej. Musi on przekonać chłopów o wartości ich kultury, tak beztroskliwie szybko zatraconej – musi wejść w dziedziny różne: oświaty, gospodarki, sztuki – musi zszarzałym już ziemiom przywrócić ich barwny wyraz – po prostu odrodzić wieś. A przez odrodzenie wsi, ziem całych, dać podwalinę gruntowną Rzeczypospolitej. Czy nie jesteśmy dziś my wszyscy chłopami z końca XIX i początku XX wieku? Z naszą kulturą wypieraną przez kulturę globalną? Tak więc może to ponowne zakorzenienie w Ziemi jest odpowiedzią na globalizację i szansą na odrodzenie polskiej kultury? Nowej, świeżej, prawdziwie wielkiej, niosącej ludzkości wartości uniwersalne, wytworzone przez polski naród? Choć badania Oskara Kolberga są wielce interesujące, a twórczość Stanisława Wyspiańskiego, Jana Kasprowicza, Władysława Reymonta, Stefana Żeromskiego czy Józefa Chełmońskiego nieodmiennie zachwyca od ponad stu lat, to trzeba przyznać, że wszyscy wymienieni zajmowali się hołubieniem folkloru. Zwykłej ludowości. Nam potrzeba dziś czegoś innego, czegoś sięgającego znacznie dalej. Folklor nie przezwycięży destrukcyjnych sił globalizacji, dokonać tego może tylko ponowne zakorzenienie jednostki ludzkiej, którego to procesu folklor może być częścią.

Ziemia to też ludzie, którzy żyją na tym samym obszarze i współdziałają w zarządzaniu nim, wypełnianiu go treścią. Nie jacyś – z naszej perspektywy – abstrakcyjni, żyjący setki kilometrów od naszego miasta czy wioski, a konkretni, namacalni, których na co dzień mijamy na ulicy, nawet jeśli nie mówimy sobie „dzień dobry”, bo się zwyczajnie nigdy sobie nie przedstawiliśmy. Jedni wypiekają dla nas chleb, inni zajmują się naszymi dziećmi w szkole, jeszcze inni opisują wydarzenia lokalne na łamach gazet. Nie są gdzieś daleko, ale tuż obok. To wspaniałe uczucie wejść do sklepu na osiedlu i usłyszeć od ekspedientki – pani Małgosi albo Grażynki - coś w stylu: Dzień dobry panie Stanisławie! Jak idzie robota na działeczce, obrodziły panu maliny? Albo sobie ponarzekać z fryzjerką na proboszcza, który guzdrze się z naprawą płotu dookoła parafii. Albo obgadać z sąsiadem wypadki bieżącej polityki. To właśnie jest wspólnota lokalna, której tak często we współczesnym, nomadycznym świecie, brakuje. Budowa więzi tego typu powinna być pierwszym krokiem ponownego zakorzenienia człowieka. Zadanie to można ułatwić np. przez odpowiednie planowanie przestrzenne lub decentralizację, umożliwiającą rozwój również na „prowincji”. Ale to już zupełnie inny temat.

Tożsamość narodowa

Człowiek bez narodu jest duszą bez treści, obojętną, niebezpieczną i szkodliwą.

Stanisław Brzozowski

Zorganizowany należycie naród jest potęgą, której nic na świecie przeciwstawić się nie zdoła.

Roman Dmowski

Współczesny naród jest najdoskonalszą formą organizacji społeczności, stanowi zrzeszenie najwyższego rzędu, bo to właśnie za jego sprawą grupy ludzi, wcześniej sobie raczej obojętne, zostały zmobilizowane jako wspólnota powołana do realizacji celów duchowych (choć nie tylko) – w recepcji polskiego nacjonalizmu – Zbawienia. To właśnie naród od innych wspólnot wyróżnia. Te niższe tworzą się przez bezpośrednią styczność jednostek lub przez zagospodarowanie jakiejś części ludzkiego ducha (p.. grupy hobbystyczne). Życie narodu natomiast ogarnia całego człowieka i wykracza poza bariery fizyczne. Naród jest istotnie ośrodkiem wszelkiej rzeczywistości, organem obcowania z nią: otacza on nas i dźwiga; wola nasza w nim tylko ma podstawę w świecie. Z niego bowiem wyrosła i poza nim jest niezrozumiała pisał, przywołany na wstępie, Stanisław Brzozowski. Z kolei wspólnoty wyższe, takie jak cywilizacje, dla pojedynczej indywidualności są zbyt abstrakcyjne i nie mogą samodzielnie zapewnić człowiekowi odpowiednio spójnej społeczności, z którą mógłby osiągać określone cele – choćby ze względu na różnice językowe. Pozbawienie człowieka tego elementu tożsamości na rzecz np. uczestnictwa w „narodzie europejskim”, sprawiłoby, że jego dusza zaczęłaby się błąkać w bardzo rozrzedzonej i różnorodnej, a przez to obcej, zbiorowości, nie potrafiąc rozpoznać odpowiedniego kierunku, w jakim powinna zmierzać.

Co jeszcze ważne, naród stanowi część Narodu rozumianego jako byt historyczny, którego życie trwa przez stulecia, którego korzenie tkwią w zamierzchłej przeszłości, a przyszłość jest nieskończona (C. Z. Codreanu). Składają się na niego pokolenia przeszłe, przyszłe i obecnie żyjące. I to stosunek jednostki do Narodu, który stanowią instynkty i uczucia narodowe tkwiące w najgłębszych pokładach jej duszy (J. Mosdorf) determinuje, jaką wartość ona prezentuje - obowiązki [narodowe] są (...) tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka (R. Dmowski). Tak więc tylko człowiek zaangażowany w życie swojego narodu, troszczący się o losy Narodu, dążący do osiągania wielkich, duchowych celów, może faktycznie sięgać i widzieć dalej, poza horyzont myśli.

Duch narodu nie jest sumą pierwiastków, tkwiących w duszach poszczególnych składających go jednostek, lecz jest wielkością nową, rozwijającą się i reagującą na wszelkie bodźce i wpływy według praw odrębnych (S. Kozicki) – właśnie dlatego uczestnictwo w jego życiu umożliwia jednostce żyć bardziej, sięgać poza wspomniany horyzont własnych myśli. Naród nie jest zwykłą sumą indywidualnych duchowości, odwrotnie wręcz, jest duchem przenikającym tworzące go jednostki. Walka o ducha narodu, o odpowiednie go kształtowanie, winno być podstawową powinnością człowieka. Jeśli duch narodu karleje, karleją też ludzie czerpiący zyski z uczestnictwa w nim - doświadczenie ich poza Narodem nie jest możliwe. Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza i tego żadne siły zewnętrzne nie zdołają zniszczyć – głosił Jan Paweł II na Jasnej Górze. Prymas Stefan Wyszyński przemawiał w podobnym tonie: Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć w swą wielkość i pragnąć jej.

Naród i Ojczyzna są odbiciami Bożej chwały na ziemi (zob. J. M. Bocheński, Patriotyzm, męstwo, prawość żołnierska). Z tego względu służba Ojczyźnie i Narodowi nie jest jakimś przywilejem garstki wybranych, nie jest też wyborem. Jest obowiązkiem, a kto się od niego uchyla nie jest wart więcej od dezertera, który opuścił swoich towarzyszy w potrzebie. W końcu dezerter też pozornie może wybrać, ale tutaj tylko jedna decyzja jest prawidłowa. Każdy kto urodził się Polakiem lub z Polską nierozerwalnie się związał, ubogacił swego ducha o pierwiastki narodowe, wszedł na wyższy poziom człowieczeństwa i ma z tego względu bardzo poważny dług do spłacenia. A takie długi spłaca się całe życie. Pracą i poświęceniem, potem i krwią. Analogicznie sytuacja ma się z Włochem, Węgrem, Rumunem, Hiszpanem czy Grekiem. Człowiek, który nie spłaca długu wobec swego Narodu, jest nikim więcej jak wiarołomcą.

Tożsamość cywilizacyjna

Cywilizacja to nie ziemia i miasta, nie zamki i fabryki, nie armie i populacje milionowe nawet – ale przede wszystkim i najsampierw: zdrowy, spójny związek moralności, wiary, prawa i obyczaju – ziarno Idei.

Feliks Koneczny

Some find it in a flag, some in the beat of a drum
Some with a book, and some with a gun
Some in a kiss, and some on the march
But if you’re looking for Europe, best look in your heart.

Sol Invictus, „Looking For Europe”

Najwyższy wreszcie poziom ludzkiej tożsamości to poziom cywilizacyjny. Najwyższy, bo wypełnia treścią wszystkie pozostałe. Feliks Koneczny w swoich rozważaniach wykorzystywał pojęcie quincunx, czyli pięciomianu bytu człowieczego – w sferze duchowej wyróżnił dobro (moralność) i prawdę (przyrodzoną i nadprzyrodzoną), w sferze cielesnej zdrowie i dobrobyt, a za sferę łączącą sfery ciała i ducha uznał piękno. Podejście do poszczególnych sfer bytu człowieczego odróżnia od siebie cywilizacje i wytwarza określoną etykę (określającą co jest dobre, a co jest złe). Koneczny wyróżnił siedem generaliów, czyli pojęć występujących we wszystkich znanych etykach. Są to: obowiązek, bezinteresowność, odpowiedzialność, sprawiedliwość, sumienie, stosunek do czasu i pracy. Pod każde z tych pojęć odmienne etyki podkładają inną treść. Dlatego pomiędzy cywilizacjami Nie ma syntez; są tylko trujące mieszanki. (...) Jakżeż bowiem można zapatrywać się dwojako, trojako (a w Polsce nawet czworako) na dobro i zło, na piękno i szpetność, na szkodę i pożytek, na stosunek społeczeństwa i państwa, państwa i Kościoła; jakżeż można mieć równocześnie czworaką etykę, czworaką pedagogię?! Tą drogą popaść można tylko w stan acywilizacyjny, co mieści w sobie niezdatność do kultury czynu (F. Koneczny).

Cywilizacja musi odwoływać się do systemu wartości absolutnych, bo jak inaczej określić można co jest moralne albo co jest prawdą? A te wyprowadzone mogą być tylko z idei istoty absolutnej – rozumianego w ten czy inny sposób Boga. Moralność nie wzięła się stąd, że jeden człowiek powiedział do drugiego: „Nie uderzę cię, jeśli ty mnie nie uderzysz”; nigdzie nie znajdziemy śladu podobnej transakcji. Istnieją natomiast ślady tego, że obaj powiedzieli zgodnie: „Nie możemy się bić w świętym miejscu”. Doszli do moralności broniąc religii wywodził G. K. Chesterton. Katolicyzm, islam, judaizm itd. stanowią podstawy odmiennych cywilizacji. Moralność bez Boga zwyczajnie nie znajduje wystarczającego uzasadnienia. Świetny przykład stanowią tzw. „prawa człowieka” – człowiek ma mieć podobno jakieś prawa sam z siebie, z samego faktu swojego istnienia, narodzenia się. Tylko i wyłącznie dlatego, że jakiś myśliciel tak zawyrokował. Cóż, ludzie wymyślają przeróżne rzeczy. Są tacy, którzy stwierdzą, że chomiki to takie same stworzenia jak ludzie i zasługują na podobne uczestnictwo w życiu społecznym. I jak to teraz obalić nie odwołując się do zwykłego szowinizmu gatunkowego? Inaczej rzecz ma się, gdy uznamy dziecięctwo Boże każdego z nas i dopiero wynikającą z tego godność. Dlatego właśnie cywilizację turańską, gdzie idea Boga występuje tylko szczątkowo, utożsamia się z barbarzyństwem.

Nie można być Polakiem, Włochem czy Francuzem nie będąc Europejczykiem. Aby w pełni być Europejczykiem należy przyjąć europejską etykę, wynikłą z religii katolickiej. Aby w pełni przyjąć i zrozumieć katolicką etykę należy być katolikiem. Nie każdy obdarzony jest darem wiary, ale każdy ma obowiązek poszukiwania prawdy. Ta jest niemożliwa do poznania w pełni za życia człowieka, co nie zmienia faktu, że można się do niej przybliżać. W pewnej chwili budowania pełni tożsamości (odpowiadania sobie na pytanie: kim jestem?) wiara w Boga jest nieunikniona – nie jest ona wynikiem bliżej nieokreślonego uczucia, a wytężonej pracy rozumu. To właśnie wiara jest podstawą, ukoronowaniem i wypełnieniem tożsamości człowieka.

Wielką tragedią miliardów ludzi na całym świecie jest to, że ich metoda życia zbiorowego oparta jest na religiach fałszywych. W takich warunkach każdy, kto chciałby przyjąć wiarę w prawdziwego Boga będzie spotykał się z ostracyzmem społecznym i wykluczeniem ze wspólnoty – a to dlatego, że chciałby oprzeć swoje życie na innej podstawie niż reszta grupy. Zasługą nie do przecenienia naszych europejskich przodków było stworzenie odpowiednich warunków cywilizacyjnych np. w Ameryce Południowej, do dołączenia przez miejscową ludność do Kościoła katolickiego i zbawienia ich dusz. Wydaje się, że to właśnie była (i jest?) misja dziejowa Europy, stanowiąca o jej wyjątkowości.

Zakończenie

Aby być dobrym Polakiem należy być dobrym człowiekiem. Aby być dobrym człowiekiem trzeba być dobrym dla ludzi, którzy nas otaczają, sumiennie wypełniać swoje obowiązki względem nich. Aby być dobrym Europejczykiem trzeba być dobrym Polakiem. Aby być w pełni tym, do czego powołał nas Bóg, trzeba być dobrym Europejczykiem. Wszelkie liberalizmy, separatyzmy, szowinizmy i inne diabelskie siły próbują człowieka ograniczyć, spłycić tylko do jednego poziomu jego tożsamości. Są ruchy czy prądy myślowe uwzględniające dwa lub nawet trzy poziomy, lecz to ciągle za mało.

Osiągnięcie pełni tożsamości wymaga ogromnego wysiłku indywidualnego i zbiorowego. Praca ta nie przewiduje przerw czy dróg na skróty, a kłody pod nogami napotkać można co drugi krok, np. w postaci współczesnej urbanistyki i architektury. Ale gra jest warta świeczki. Zbliżając się do odpowiednio pogłębionej i zharmonizowanej tożsamości wchodzimy na wyższy poziom człowieczeństwa, co znowu ułatwia nam (nie oznacza to – umożliwia!) poznanie prawdy i odpowiednie ułożenie sobie życia, tak aby w końcu osiągnąć Niebo.

Oddajmy jeszcze głos na koniec, przywołanemu już do tablicy w tym tekście, Andrzejowi Trzebińskiemu: Pisząc o nowoczesnej myśli europejskiej, używałem stale terminu – myśl Nacjonalizmu. Bo Nacjonalizm w tych perspektywach przestaje już być zjawiskiem politycznym, a wkracza, czy – wrasta w atmosferę problematyki kulturalnej Europy, staje się prądem równym Renesansowi, Reformacji, Romantyzmowi. Jest epoką.

Czasy się jednak zmieniły. Dziś siły występujące przeciwko tożsamości człowieka nie napotkały jeszcze godnego oporu – jakim w ubiegłym wieku był Nacjonalizm. Oparcie na tożsamości narodowej było najlepszą odpowiedzią na zakusy komunizmu. Być może wobec całkowitej negacji tożsamości, nawet na tak podstawowym poziomie jak płeć, zaistniała właśnie potrzeba człowieka o tożsamości totalnej? A epokę Globalizmu należałoby zastąpić epoką Tożsamości? Wszystko jest jeszcze przed nami. Jedno jest jednak pewne – w tym starciu nie będzie miejsca na letniość. Albo zadbamy o to, kim jesteśmy, albo stracimy wszystko.

Adam Szabelak

CZYTAJ TAKŻE: Adam Szabelak: Rewolta przeciw współczesnemu światu

Adam Szabelak

Czytaj Wcześniejszy

Ruch narodowy a prawica

Czytaj Następny

Jan Korolec: Szukanie własnych dróg

Zostaw Odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *